Ci którym skojarzy się to z hwesik'iem będą mieli pewną słuszność. Bo też nie rzadko, a wcale często takie wyjazdy są nakrapiane alkoholem, dawkowane dużą ilością mniej lub bardziej pomysłowych gier i zabaw. Swoją drogą takie MT organizują sobie też koła studenckie. I wypadku firm i w wypadku studentów do niedawna MT było to po prostu wielkie chlanie z nocowaniem. Co ma pewne swoje uroki jak jest się w gronie znajomych. Już mniejsze jak jest się z szefem i innymi przełożonymi.
Ale jak wszystko w Korei, ba! na tym świecie, i MT zaczynają zmieniać swoją postać. Czy to wpływy z zachodu? Czy po prostu nowe pokolenie dało delikatnie do zrozumienia, że upijanie się w gronie pracowym wcale nie zwiększa zadowolenia z pracy w zespole? Trudno powiedzieć.
Także MT niekoniecznie się sprowadzają do wynajęcia pensjonatu, zakupu hektolitrów soju i piwa, kilogramów mięsa a nastepniu zamknięciu towarzystwa z tymże prowiantem. Ostatnio moja znajoma udała się z pracownikami, w ramach MT, na ścianę wspinaczkową. Tak się wszystkim to spodobało, że większość zapisała się na cotygodniowe zajęcia i mają drużynowo wystąpić w jakiś zawodach. Z drugiej strony kumpla team udał się do znajnej restauracji by uczyć się gotować tradycyjne dania koreańskie. Zespół sąsiadujący z naszym udał się na intensywną, kilkudniową wycieczkę górską. Departament z piętra wyżej poszedł na lekcje muzealne. I tak dalej, i tak dalej.
Nadeszła kolej i na mój zespół by spieniężyć sumę przyznaną przez HR właśnie na MT. Wybrano trochę tradycyjną formę. A było to tak.
(z róznych powodów nie mogłam ze sobą zabrać kamery, więc poniższe zdjęcia są z komórki. Przez co jakość ich pozostawia wiele do życzenia)
Wybraliśmy na zachodnie wybrzeże Korei, do Taean (태안). Bardzo malownicze miejsce, znane z obfitości fauny i flory a także owoców morza. Niestety mocno ucierpiało z powodu wycieku oleju. Mimo, że zanieczyszczenia wyczyszczono, to wystraszyło to turystów i okolica mocno podupadła ekonomicznie.
Niebieska kropka to właśnie Taean.
Więc piątkowym popołudniem wszyscy wyszliśmy wyjątkowo wczęsniej z pracy, wpakowaliśmy się w samochody i ruszyliśmy na południe. Ja wylądowałam w samochodzie sangmunim'a (ktoś a la VP), co z początku było krępujące, ale szef to porządny człowiek i ponad 2-godzinna podróż minęła szybko.
Pensjonacik gdzie się zatrzymaliśmy, Jadrak (자드락), jest naprawde urokliwie położona, z prywatną plażą i wygodnymi domkami. Niestety był to też pierwszy dzień pory deszczowej. Więc pogoda była, delikatnie mówiąc, lekko do kitu.
Sporo tam też sympatycznych żyjątek.
Po meczu w piłkę, pozbieraniu muszelek i łapaniu krabów, udaliśmy się do pobliskiej restauracji, specjalizującej się, jakże by inaczej, w owocach morza.
Wystawa przysmaków.
Na stole.
Hwe (회) czyli surowa ryba.
Haemultang (해물탕) czyli rybna zupa z owocami morza na ostro.
Do popitki, jakże by inaczej, soju z piwem: tzw. poktanju (폭탄주) czyli bomba. Mimo, że mój team jest mocno sfeminizowany, trudno powiedzieć byśmy stronili od alkoholu.
Po kolacji, panie w restauracji przygotowały nam wór muszelek do smażenia. I z tym worem udaliśmy się z powrotem do pensjonatu.
Panowie zajęli się smażeniem. A my, młody narybek pracowniczy, zajeliśmy się zabawianiem gawiedzi. Odbyły się gry zespołowe (coś a la kalambury i familiada), XO quiz, popis śpiewów i tańców.
Smażone pyszności jako zakąska do alkoholu
Pensjonat nocą, nawet w deszczu, jest naprawde malowniczy.
Mimo, że było już grubo po wieczorynce, co poniektórzy mocni markowie, w tym Sangmunim nie mieli ochotę się kłaść spać. Więc zaproponowałam grę w Gostop (고스톱). Jest to gra przypominająca trochę to pokera, trochę brydż, z bardzo barwnymi kartami. Normalnie gra się na pieniądze, ale nam to nie przystoi i graliśmy na pstryczki w czoło. Zresztą dobrze, że nie graliśmy na pieniądze, bo szef wszystkich nas ograł niemiłosiernie. O samej grze kiedyś jeszcze napiszę, jak ją w miarę opanuję.
Śliczne karty do Gostop'a.
Rano nastąpiła pobudka, bo też większość współpracowników pragnęła spędzić jak najwięcej weekendu z rodzinami. Taean pozostawiliśmy osnuty deszczem i zielenią:
Jeszcze co do Gostop'a, odcinek z mojego ulubionego High Kick:
MT często nazywany jest "Military Training" właśnie ze względu na konieczność picia na umór. Przyznam się, że określenie "member training" słyszę po raz pierwszy...
OdpowiedzUsuńHehe, tez slyszalam o .'military training'. Napewno 'member(ship) training' jest duzo bardziej poprawne politycznie
Usuńpicie na umór i do tego jeszcze na rozkaz szefa podczas MT lub hwesika to chyba jedna z niewielu wad, w moim mniemaniu, Korei Płd. Inna sprawa, że nie cierpię tego rodzaju spędów w Polsce również.
OdpowiedzUsuńkarty do Gostop'a wyglądają trochę jak karty do japońskiej gry hanafuda O_o
OdpowiedzUsuń