15 sierpnia 2012
Żona biurowa, mąż biurowy
Dzisiaj mamy Święto Niepodległości, w związku z tym i wolne, niestety nieco zmącone deszczową pogodą.
Ale dzisiaj nie o historii a o życiu biurowym.
Jak już kiedyś wspominałam, bardzo się zżyłam z grupą nowych pracowników w mojej dywizji. Wspólne szkolenia, praca w fabryce bardzo nas wszystkich zbliżyły. Także teraz, jak już zaczęliśmy 'normalną pracę', mimo że nie mamy czasu na częste spotkania, czatujemy codziennie w naszym 'room'ie' na KakaoTalk. Trzeba przyznać, że głównie są to gadki o przysłowiowej 'dupie Marynii'. Także jak mam sporo pracy to tylko zerkam w przerwie na siusiu, bo a nóż-widelec pojawi się jakaś perełka w postaci nowego młodzieżowego slangu, ciętego dowcipu lub przezabawnej plotki ze świata show-business'u.
Wczoraj pisząc któryś tam raport, zerknęłam na telefon: ponad 100 nieprzeczytanych wiadomości na Kakao. 'Pewnie znów się czymś niezdrowo podniecili', pomyślałam. Pęcheż dawał do zrozumienia, że pora się udać tam gdzie król chadza piechotą, więc zabrałam komórkę, by w zaciszu kibelka zerknąć co też nowego zmalowała nadzieja koreańskiej gospodarki. I bardzo dobrze, że udałam się na odosobnienie, bo moja mina na pewno wzbudziłaby niepotrzebne zainteresowanie ze strony przełożonych.
Poszło mianowicie o zdjęcie. Znajomy znajomego któregoś z moich koleżków, pracujący w siostrzanej firmie zrobił zdjęcie, z budynku naprzeciwko (siostrzana firma mieści się w dwóch budynkach, obok siebie), mniej lub bardziej namiętnie całującej się parze. Mimo że tego typu zachowanie odbiega od ogólnie przyjętego firmowego savoir-faire (nie tylko w Korei), nie jest to znowu jakiś wielki skandal. W końcu nierzadko się zdarza, że małżeństwa lub randkujące pary pracują w jednej firmie. I choć wypada się powstrzymać, czasem trzeba skraść całusa od lubego czy lubej. Ot życie. Więc już miałam wysmiac moich biednych, spragnionych emocji, inżynierów, że lepiej by dramy dla dorastających panien oglądali a nie przeżywali czyjeś obmacywanki.
Ale czytam dalej wypowiedzi. I okazuje się, że ktoś rozpoznał zarówno dziewczynę jak i chłopaka. Chłopak to, tak jak my, nowy narybek. A dziewczyna to jedna z instruktorek z jednego z szkoleń dla nowych pracowników (prócz mojego, było jeszcze sporo innych 'turnusów'), starsza stażem koleżanka. I tutaj nic by nowego ani zdrożnego nie było. Gdyby nie fakt, że koleżanka jest jak najbardziej zamężna.
I tak wybuchła wielka dyskusja o Mężu i Żonie Biurowej (Office Husband <오피스 허즈번드>, Office Wife <오피스 와이프>).
Generalnie trzeba pamiętać, że pracownicy firm koreańskich spędzają sporo swojego życia w biurach. Także żon czy mężów widują późnymi wieczorami i w weekendy (a i to nie zawsze). Ale też samą pracą człowiek żyć nie może. Więc nierzadko zdarza się, że pan pracownik i pani pracownica stają się 'parą'. Często ma to postać platoniczną: a to wspólna kawka, a to obiadek, ploteczki, niwinny flircik. Ot, bliski kolega czy koleżanka z biurka. Osoba która rozumie nasze codzienne stresy i zawirowania życiowe, ba! nawet je z nami przeżywa.
Ale też i ten flircik może się przeordzić w coś więcej. Po coś, w dzielnicach biurowych, jest masa moteli, gdzie parki mogą niepostrzeżenie czmychnąć.
Dotychczas głównie się mówiło o 'żonach biuorwych', które niczym modliszki kusiły na potępienie niewinnych, 'wiernych' swoim żonom, mężczyzn. I też w przypadku przyłapania na gorącym uczynku (a trzeba było się o to naprawde postarać: często w biurze tego typu romansy są 'tajemnicą Poliszynela'), to dziewczynie się dostawało (potępienie grupy, HR czy zwolnienie) a facetowi wcale.
Ale przglądam blogi i większość nowych wpisów jest o 'Office Husband'. I że teraz jeśli taki romans wyjdzie na jaw dostaje się też panu. I że generalnie to już nie tylko kobieta jest widziana jak to winna i zła. Zresztą czytałam o tym jakiś czas temu artykuł, akurat w męskim magazynie GQ (musiał być to stary numer bo nie mogę go odnaleźć), gdzie wprost było powiedziane, że obecnie społeczeństwo nie tylko mniej potępia włącznie kobiety: w ogóle jest jakby mnie 'ostre' w stosunku do całego zjawiska.
Moja grupa badawcza, w postaci chatroom'u 30-tu młodych pracowników (z których, o ile mi wiadomo, nikt nie ma żony bądź męża biurowego, choć kilkoro ma 'prawdziwych' małżonków), nie potrafi jednoznacznie ocenić tego zjawiska. Bo z jednej strony to źle i niedobrze cudzołożyć. Ale z drugiej strony, miło jest mieć bliską osobę, która jest (no właśnie) blisko. I koniec końców, nie doszliśmy do żadnych konkretnych wniosków.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz